Postapokaliptyczna gra fabularna
Uśmiechnął się samym kącikiem ust.
- Cieszę się, że to słyszę. Ale jak widać mało bezpieczny. - znowu się zaciągnął cały czas patrząc na Ciebie, jakby badawczo.
Offline
Bawiłem się szklanką, patrząc na nią.
- Ci z przed wejścia spieprzyli sprawę - znów pociągnąłem łyk i odstawiłem. Byłem ciekaw po co mnie tutaj sprowadził.
Offline
- Poniosą konsekwencje. - wymówił to lodowato, że aż ciarki przeszły po plecach.
- Do rzeczy. Grałeś już dwie ulice stąd, w "Desert Vegas"?
Sięgnąłeś pamięcią do bardziej barospeluny niż kasyna, o którym napomkną. Zdarzało Ci się... trochę mniej elegancko. Bandy wiecznie naćpanych ment. Jeszcze mniej bezpiecznie. Ale łatwiej też o frajera...
Offline
(mend*)
Trochę ich wkopałem. Ale to dzięki nim jestem tutaj.
- Bywałem. Nie ma co porównywać z Księżniczką. Tamto to dziura - dokończyłem swój koniak
Offline
(ment od mentów...)
- Zgadzam się, dziura. I należy do konkurencji... zrobisz coś dla mnie? Zechcesz grywać tam częściej?
Offline
(a)
- Nie za darmo - postawiłem warunek, zbyt oczywisty - Mam usunąć ich z rynku?
Offline
- Niee... - machną ręką uzbrojoną w cygaretkę - Tylko tam grywać. - zaciągnął się, otworzył szufladę i wyciągnął z niej garść żetonów 50, sypnął na stół - jak nie masz za co to se wymień w kantorku...
Offline
Trochę byłem pogubiony. Uratowałem jego Księżniczkę przed burdą, a teraz mnie wywala na zbity pysk..? Popatrzyłem na niego z niedowierzaniem..
- Tylko? - spytałem jakby głupio.
Offline
- Tak. tylko grywać. - znowu się zaciągnął. - a jak będziesz potrzebny to Cię znajdziemy...
Offline
Popatrzyłem chwilę na niego.
- Dobrze - zgarnąłem wszystkie żetony i wstałem - Wiecie gdzie mnie szukać - i skierowałem się ku windzie, na dół.
Offline
- Wiemy... - rzucił jakby do siebie i po chwili dodał głośniej - ale pamiętaj, kto jest, albo będzie Twoim dobroczyńcą...
Goryl "zawołał" windę. Wsiedliście we dwóch. Drzwi się zamknęły. Przeliczyłeś żetony: sześć pięćdziesiątek.
Offline
Trudno by zapomnieć. Ktoś taki rządził nie tylko w tym miejscu, więc po pierwszym wyskoku dostałbym w nagrodę żelazo w kolano. Schowałem wszystkie żetony.
Gdy drzwi się otworzyły, skierowałem się do miejsca, gdzie odłożyłem swoje cacko.
Offline
Za sobą usłyszałeś głos ochroniarza:
- Raczej nie chwal się znajomością z Papkiem... i wypierz se koszulę...
Przeszedłeś przez salę. Cała sprawa ucichła. Krew zmyli. Przy stole grali inni. Stanąłeś przy kantorze.
Offline
Offline
Pani z kantorku wskazała ręką wnękę po prawej za panami, których pewnie wyleją... albo zaleją np. kwasem.
Offline
Nie chciałem ich mijać..
Poszedłem tamtędy do toalety. Gdy wszedłem, zaaplikowałem z powrotem naboje do nowego cacka, jakby ochroniarze chcieli jeszcze przed wyrokiem kogoś zlać.
Sprałem krew z koszuli, choć nie było łatwo, ale na szczęście nie zdążyła jeszcze zaschnąć. Ścisnąłem mokre pranie, by pozbyć się wody i kiedy już była prawie, że sucha, założyłem ją, schowałem broń i poszedłem z powrotem do kantorku po magnum
Offline
Wymieniłeś żetony na naboje...
14 magnum i 1 sw
albo 12 magnum i 5 sw... Albo cokolwiek...
Odebrałeś broń, byli burkliwi i nie mili, ale nie sprawiali problemów i wyszedłeś w noc.
Offline
Naładowałem obie bronie, dobrze schowałem wszystko co miałem i wyruszyłem do tego mizernego miejsca, w którym mam tak grać..
Offline
Poszedłeś uliczkami, dla skrócenia drogi zawróciłeś z głównej. Po jakimś czasie idąc już między mniej oświetlonymi uliczkami zorientowałeś się, że mży.
Offline
Kurna, w dupe! Przyśpieszam i mam nadzieję, że nie zamieni się to w ulewę..
Offline
Szedłeś zaciszną ulicą. Po obydwu jej stronach monumentalne kamienice z początku ubiegłego wieku. Szedłeś szybko lewą stroną. Bramy budynku migały jedna za drugą. Tuż przed kolejną ściął Cię nagły niepokój. Światła było mało.
Offline
Nie przepadałem za takimi ciemnymi miejscami jak te.. Dlatego miałem parę wyjść. Zawrócić, przejść na około, powoli, lub biegiem. Tylko to przyszło mi na myśl. Przyśpieszyłem na tyle, że ruszyłem biegiem
Offline
Rzuciłeś się biegiem i chyba to uratowało Ci skórę! Za sobą usłyszałeś szelest opadającej gazrury, a dwa cienie mignęły w mroku bramy. Ale tu już byłeś nieco dalej.
Offline
Nie przerywam biegu, tylko trochę zwalniam. Napędziło mi to strachu i poczułem jak wali mi serducho.. Chciałem już być na miejscu..
Offline
Biegłeś dalej i słyszałeś wyraźnie jak Cię gonią. Dyszeli jak pedober goniący dziewczynkę... pomyślałeś, że to nie takie proste.
Offline
Bałem się o swoją dupę. Przyspieszyłem i zapierdzielam co sił w nogach!
Offline
Nie dawali za wygraną. Zastanawiałeś się gdzie kończy się ta cholerna uliczka i jak długo możesz tak biec.
Offline
Mam dość tego biegu, niedługo płuca wypluje. Wyciągam moje naładowane magnum, odwracam się, odbezpieczam i celuje tam skąd słyszałem goniących mnie ludzi. Jak którego zauważę - strzelam
Offline
Wyciągnąłeś magnum, był ciężki. Odwróciłeś się unosząc go. Napastnicy biegli na Ciebie ten na czele miał wzniesioną siekierę, obok niego biegł gość z gazrurą z tyłu trzeci. Są tuż przed Tobą! Odbezpieczyłeś. W którego walisz?!
Offline
Zły ruch. Myślałem, że jest ich dwóch. Walę w tego z siekierą! Giń sukinkocie! Następnie próbuję uniknąć ew. ciosu, ciosów.
Offline
Ściągnąłeś spust mierząc w łeb... i usłyszałeś głuchy zgrzyt. Cholera! Magnum się zaciął?! Bęben przesunął się do następnej komory... ten nie zawiedzie...
Mężczyźni się zatrzymali i zaczęli cię okrążać. Ten z gazrurą wyszedł na środek uliczki, a za nim trzymał się ten trzeci. Gość z siekierą odrzekł sapiącym głosem pedobera:
- No i co synku? Oddaj nam tę zabawkę, i wszystko co masz ze sobą, a może puścimy Cię wolno... hehe - dodał głupkowato.
Offline
Mimo tego, że ich było trzech, a ja sam, to miałem przewagę. Miałem magnum.. Spojrzałem co ten trzeci ma za broń. Popatrzyłem z pogardą na typa z siekierą.
- Dobrze.. - odpowiedziałem i wystrzeliłem prosto w niego. Nadzieja w tym, że teraz wypali, bo jeśli nie, to nie wyjdę żyw stąd.. Przygotowałem się na ewentualny unik.
Offline
Spust stawił dziwny opór. Jak szarpnąłeś to poszedł za łatwo i zgrzytnęło coś w środku. Magnum?! Drugi raz z rzędu?! Język spustowy jest jak litek na wietrze. Trzeci miał nuż. Zaśmieli się chóralnie.
Offline
Nie było za ciekawie.. W prawdzie poczułem już siekierę w twarzy i bolący zad. Sięgnąłem szybko do kieszeni po S&W, wyciągnąłem go i strzeliłem z biodra. W tego z siekierą. Przez tą chwilę zdążyłem się nawet pomodlić, żeby wypalił i zabił...
Offline
- Ej?! Gdzie te łapki? - zawołał siekierownik
I w tym momencie wpakowałeś mu kulę w żebra! (trudność strzału 60% Trudny)
Rozległ się huk wystrzału!
Ten trzeci, z nożem, nie dał się zaskoczyć! Rzucił się na Ciebie!
Ciął Cię przez lewe ramie! (Obrażenia Lekkie! -15% utrudnienia!)
Resztę zbyt zszokował twój wystrzał.
Siekierownik trzymał się za żebro, ale sam wiesz, że to nie wystarczy... mały kaliber, słaba moc, nie to co Magnum!
Offline
Suczysyn! Celuję i strzelam w tego co się na mnie rzucił z nożem! Jeśli uda mi się go ranić dość pokaźnie, bądź zabić, co jest rzeczą prawie, że niemożliwą przy tym typie broni.. to odwracam się i uciekam.
Offline
Chciał Cię ciąć z góry, więc lewą dłonią złapałeś go za nadgarstek, w odwecie chciałeś unieść pistolet żeby do niego strzelić, ale on złapał Cię za nadgarstek i przytrzymał dłoń w dole. Zastygliście w tej pozycji i wtedy poczułeś uderzenie pod kolano. Zwaliłeś się na klęczki.
(Otrzymujesz Ciężki Siniak na prawej nodze -60% utrudnienia!)
I wtedy usłyszałeś też dźwięk zbliżony do tego, który wydasz gdy zanurzysz swój kciuk w ustach, a potem gwałtownie wyciągniesz...
Potem ten sam dźwięk drugi raz. Dalej dźwięk bezwładnie opadających ciał. Zamroczony bólem niewiele widziałeś.
Poczułeś tylko, że trzymająca Twoją dłoń z pistoletem ręka Cię puściła i gwałtownie się cofnęła.
Offline
(fajnie to opisałeś 'pyk' xD)
No to już po mnie.. Nie wstając patrzę co się stało i mam nadzieję, że jeszcze pożyję..
(wykupuje SW na 1 i rozbudowuje na 2 poziom = 4pa)
Offline
Spojrzałeś i zobaczyłeś w mroku kobiecą postać, która celowała w głowę bandziora z kosą. Po chwili też uniosły się ręce, a kosa zgrzytnęła o bruk. Bandzior cofnął się kilka kroków w tył, a potem odwrócił się i zaczął spierdalać.
Offline
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko podnieść ręce do góry i powoli wstać w milczeniu mając nadzieję, że ta gorąca laska nie odstrzeli mi łba. Przyglądałem się jej.
Offline
Miała pistolet, którego lufa niewątpliwie zwieńczona była tłumikiem. Spojrzałeś na twarz i zobaczyłeś błękitne oczy. Jak bandzior umknął opuściła broń rzuciła na Ciebie wzrokiem i wtedy ją rozpoznałeś... jeszcze z godzinę temu siedzieliście razem przy stole. Szarpnęła Cię lewą ręką za rękaw i pociągnęła za sobą.
- Szybko. - rzuciła niemal szeptem i puściwszy Twoją rękę poszła dalej uliczką, by po chwili zniknąć w jednej z bram.
(Tak, Twój magnum leży na ziemi.)
Offline
- Czekaj - rzuciłem i złapałem leżące magnum na ziemi i popędziłem za nią. Bez pytań. Uratowała mi życie. Mogła również zabić. Mogłem w nią wymierzyć, ale byłem jej wdzięczny
Offline
Nie czekała. Podniosłeś magnum i pobiegłeś za nią. Po chwili zniknęliście na klatce schodowej. Przeskakując po kilka stopni biegliście w górę.
(Trzymasz sw w prawej i mg w lewej?)
Offline
Biegnę za nią, to nie pora na pytania.
(mgm sie zepsul tak, ze nie odpali za nic, da? to chowam go. sw w prawej)
Offline
Przebiegliście korytarzem gdzieś na czwartym piętrze. Potem przez wyłom po pocisku artyleryjskim po mostku z dwóch desek nad cienką uliczką. Dalej już w innym budynku przez rząd zawalonych ścian, aby znów pobiec schodami jeszcze wyżej. Z reguły było ciemno. Czasem tylko wpadała struga świateł z ulicy i jej gwar mącił ciszę.
Offline
- Ej, gdzie my kurna biegniemy...? - nie wytrzymałem w końcu i spytałem się jej w biegu. Bo coś mi tu śmierdziało i nie był to zapach śledzia..
Offline
(bo tylko dwie rzeczy pachną śledziem i tylko jedna z nich jest śledziem xD)
- W zasadzie... - zatrzymała się gwałtownie. - to możesz zostać. Tempo za wysokie? - dodała z drwiącym uśmiechem. - Faktycznie nie musimy, już tak pędzić. Ale będziemy się sobie prezentowali tu? Na klatce schodowej? Jak chcesz możesz iść dokądkolwiek. - na wpół szeptała, na wpół mówiła. Łowiłeś jej miękką barwę głosu.
(gratuluję jeszcze dwa razy tyle co napisałeś psotów i awans )
Offline
Popatrzyłem na nią przez chwilę. Złapałem powietrze nosem i wciąż pachniała bzem i agrestem. To mnie przekonało
- Biegnijmy dalej - kiwnąłem głową i ruszyłem z anią
Offline
( z jaką Anią? xD)
Już znacznie spokojniej wspięliście się na schody. Potem przez wyłom w ścianie wyszliście na dach. Nadal mżyło. Może siódme piętro, nie liczyłeś. W dole uliczki Vegas. Dziwnie zagospodarowane... po lewej ciemność i opuszczone kamienice przez, które idziecie, po prawej rozświetlone i żywe miasto. Szliście dachem. Mżawka mile chłodziła. Nie było wiatru.
Offline
(za nia )
Mżawka koiła moje zmysły. Dobrze, że już nie biegniemy, lecz idziemy, bo już łapała mnie zadyszka.
- Jak ci na imię? - spytałem wreszcie. Bardzo chciałem poznać imię mojej wybawicielki o pięknym zapachu..
Offline